Jak uczę się nie marnować jedzenia
Pamiętacie mój wpis o lodówce? Od tamtego czasu staram się robić wszystko, żeby jakoś ją uporządkować i przestać wreszcie marnować jedzenie.
Inspiracją był artykuł z Greatist.com (znajdziecie go tutaj), który pokazuje jak mądrze kupować, co robić z żywnością w domu i co można zrobić w restauracji, żeby ograniczyć marnowanie jedzenia.
Na pierwszy ogień poszły nasze zapasy żywności w domu. Postawmy sprawę jasno, jestem w tej kwestii trochę podobna do ... chomika. Kiedy byliśmy dziećmi, mieliśmy takiego przesłodkiego cwaniaka Kubę. Nauczył się otwierać drzwiczki od klatki i w nocy uciekał na łowy. Rano szukaliśmy go po całym mieszkaniu, choć najczęściej piszczenie dochodziło z kuchni, gdzieś zza szafek. Miał zawsze tak wypchane 'pultony', że utykał między meblami i nie był w stanie się wydostać. Sama na dobre stałam się 'chomikiem', od kiedy mieszkamy na wsi. Zawsze mi się wydaje, że muszę kupić coś więcej, bo nie dostanę tego w najbliższych sklepach. Dużo rzeczy nadal przywożę z Warszawy, bo znowu 'tego nie dostanę u nas'. Jak wpadnę w wir przetworów, to nie potrafię się zatrzymać. Cały czas mamy masę słoików z 2012 roku. A w sumie, już od jakiegoś czasu, wiem, że powyższe to tylko wymówki. W sąsiedztwie mamy coraz lepiej zaopatrzone sklepy i nawet robienie zakupów żywnościowych w najbliższych miastach raz w tygodniu nie ma dużego uzasadnienia. A ponieważ problem lodówki męczy mnie od jakiegoś czasu, postanowiłam wreszcie coś z tym zrobić.
A więc do dzieła! Zaczynamy od:
- remanentu - niestety, bez tego się nie obejdzie. Musisz wiedzieć, co, w jakiej ilości i z jaką datą ważności masz w domu. Moja niespodzianka - trzy torebki (praktycznie 1,5kg) kompletnie przeterminowanej fasoli jaś.
- powtórki z zasad magazynowania - FIFO, LIFO czy może FEFO?
- FIFO, czyli 'pierwsze wchodzi, pierwsze wychodzi' (first in first out) - jak najbardziej do wykorzystania w lodówce i spiżarni
- LIFO - czyli 'ostatnie wchodzi, pierwsze wychodzi' (last in first out) - może niekoniecznie w przypadku żywności, znacznie korzystniejsza jest zasada FIFO
- i wreszcie FEFO - czyli 'pierwsze traci ważność, pierwsze wychodzi' (first expired first out) - jak najbardziej do wykorzystania i chyba w naszym kontekście zasada najważniejsza
- monitoruj co wyrzucasz - u mnie bardzo często są to warzywa, sałata i czasami wędlina. Nadpsute rzeczy dostają owce lub psy, reszta idzie na kompost. Tyle że i tak nie powinno być. I owce i psy mają swoje jedzenie i nie potrzebują być dokarmiane naszymi resztkami.
- planuj posiłki zgodnie z zapasami - im coś jest bliżej terminu ważności, tym szybciej powinno znaleźć się na talerzu. Oj, tutaj to jeszcze dużo brakuje mi do doskonałości, ale powoli, powoli idzie mi coraz lepiej. Idealnie byłoby z czasem odwrócić sytuację - najpierw planować posiłki i specjalnie pod nie robić zakupy (np. kupować tylko 2-3 marchewki potrzebne do surówki na obiad, a nie cały kilogram, który zjemy nie wiadomo kiedy)
- przeznacz jeden dzień w tygodniu na zjadanie wszelkich resztek - my lubimy taki resztkowy posiłek celebrować na zasadzie włoskich antipasti. Resztki wędliny, pieczonego mięsa, ser, sałata, pomidor, marynaty. Wszystko, co jest otwarte, ale nieskończone. Do tego świeże pieczywo, czasami kieliszek wina i już ciężko powiedzieć, że zjadamy resztki. W zamian mamy prawdziwą ucztę. Celowo w 'dzień resztek' staram się nie gotować. To dodatkowa mobilizacja, żeby zjeść wszystko, co zalega w lodówce.
- rób przetwory - nie tylko w sezonie. Pamiętacie powidła dyniowo-jabłkowe? Nie byłoby ich, gdyby nie było reszty owoców, które pilnie należało jakoś zagospodarować.
- zużywaj wszystko, co masz - ogórki zazwyczaj jemy ze skórką, ziemniaki często gotuję w mundurkach. Spróbujcie też zjeść całe brokuły, również łodyżki, a nie same różyczki. Są równie dobre, choć trzeba je gotować nieco dłużej.
- produkuj kompost - koniecznie, jeżeli masz ogród. Wszystkie resztki z warzyw, fusy z kawy, herbata i wszystko, czego nie zjedzą owce, ląduje w naszym kompostowniku. A po około roku mamy idealny nawóz dla naszych roślin.
I co, trudne? Raczej nie, ale z pewnością wymaga determinacji i systematyczności. Szczególnie na początku, kiedy system dopiero jest wdrażany, a my przyzwyczajamy się do nowych zasad gospodarowania zapasami. Jak dla mnie warto jednak przełamać się i spróbować. Nie tylko będziemy mieć lepsze samopoczucie (u tak już się dzieje), ale w końcu przełoży się to również na nasz domowy budżet.
Marnowanie jedzenia jest zmorą naszych czasów. Robimy nieprzemyślane zakupy, a potem niestety wyrzucamy ogromną ilośc jedzenia.
OdpowiedzUsuń