Rolnicy znowu blokują drogi, a może jednak mają trochę racji

Z perspektywy mieszczucha wydawało nam się, że rolnicy zawsze wyolbrzymiają swoje problemy. Albo klęska nieurodzaju, albo klęska urodzaju. Ale wiadomo, że klęska. Dopłaty zawsze za niskie, odsetki od kredytu zawsze za wysokie. Jakby nie liczyć, działalność nigdy nie będzie dochodowa.

traktor przy pracy


Z perspektywy rolników, którymi jesteśmy już prawie pięć lat, wszystko nie jest już takie proste. Co prawda średnia wielkość gospodarstwa rolnego w Polsce w 2014 roku wynosiła 10,5 ha, to na Podkarpaciu już tylko 4,6 ha*. Wielu naszych sąsiadów ma hektar lub dwa, czyli niewiele. Z takiego areału ciężko jest przeżyć cały rok. Nawet jeśli zamiast składek ZUS'owi,  płaci się dużo niższe składki na KRUS. Co bardziej zaradni gospodarze próbują jednak zarobić. Uprawiają i hodują wszystko, co przyjdzie im do głowy i jednocześnie spotka się z akceptacją odbiorców.

Ale czy tak właściwie mogą? W zeszłym tygodniu Polska The Times pokazała, że jednak nie za bardzo (cały artykuł znajdziesz tutaj).

We Francji hodowca owiec może sam zabić swoją owcę, zabrać mięso na okoliczny targ i sprzedać. U nas w zeszłym roku rozgorzała dyskusja, czy osoba mająca niewielkie stado kur (do 50 sztuk) może sprzedać nieostemplowane jajka albo czy z mleka od własnej krowy można zrobić masło lub ser i sprzedać go w mieście. Wszyscy rolnicy, którzy, na pojawiających się jak grzyby po deszczu targach zdrowej żywności, sprzedają swoje plony nie posiadając kas fiskalnych, mogą narazić się na duże nieprzyjemności ze strony Urzędu Skarbowego. Tak, bo w Polsce taki rolnik powinien już dawno otworzyć działalność gospodarczą i odprowadzać wszystkie podatki, w tym oczywiście VAT! Nawet jeżeli na do sprzedania jedynie 10 słoików zrobionego przez siebie dżemu!

Najgorsze jest to, że nasze przepisy są o wiele bardziej restrykcyjne niż unijne! I co Wy na to? Niby jesteśmy w Unii, ale chyba w jakiejś innej... Mam nadzieję, że tak, jak ktoś wskrzesił u nas ideę targów z dobrą, wiejską żywnością, tak ktoś inny wymyśli w końcu sposób, żeby rolnicy mogli legalnie, bez kombinowania, sprzedać wyniki swojej pracy tam, gdzie im się to najbardziej opłaca, a potem odprowadzić podatki i spać spokojnie. A nie tak, jak teraz, być zmuszonym sprzedawać wszystko pośrednikom, którzy na naszej pracy zarabiają krocie. Wywożą naszą wysokiej jakości polską żywność za granicę, a dla nas sprowadzają pseudo zdrowy towar. Oby kiedyś dla naszych rządzących nasz dobrobyt i zdrowie stały się cenniejsze!
 

*www.arimr.gov.pl

Komentarze

  1. Tak to niestety u nas wygląda. Mieszkałam kilka lat poza rajem. Moje koleżanki Włoszki robiły w domu makaron i mogły go sprzedawać na targu, robiłyśmy syropy z kwiatów bzu i co nam się tylko zamarzyło i mogłyśmy to sprzedać, a na koniec roku płaciłyśmy podatek od deklarowanej sprzedaży.
    Ja robię sery, wędliny, konfitury, piekę chleby i częstuję rodzinę, znajomych lub wymieniam się na coś innego. Jest wielu chętnych, aby te produkty kupić, ale nie wolno mi sprzedać. Nie ryzykuję, bo mi kłopoty niepotrzebne, a dla paru kilo sera w roku nie będę zakładać działalności gospodarczej, ani budować serowni za kilkaset tysięcy. To nie jest kraj dla normalnych, uczciwych, ciężko pracujących ludzi. Niestety.
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, co w sumie jest bardzo smutne. Koszmarne jest to, że nasze państwo nie jest w stanie odróżnić giganta przemysłowego od małej rodzinnej manufaktury i wszystkim stawia dokładnie takie same wymagania. Ale dobrze, że coraz więcej się o tym mówi. Może ktoś to kiedyś zauważy albo obudzi się, kiedy już zostanie w tym kraju sam... W końcu emigracja też może mieć dobre strony ;-) Polecam ten artykuł http://www.bankier.pl/wiadomosc/Brytyjczycy-podnosza-kwote-wolna-od-podatku-do-10-tys-funtow-To-17-razy-wiecej-niz-w-Polsce-3086815.html Pozdrawiamy!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze!

Popularne posty