O świątecznym zakalcu

Zakalec - postrach wszystkich gospodyń domowych, szczególnie przy świątecznych okazjach. Czy jednak na pewno?

No cóż, zakalec zdarzył mi się jeszcze przed-świątecznie, w ostatni weekend. No może nie do końca mi się zdarzył, bo trochę świadomie nagięłam przepis na wyśmienity chleb bananowy (szukajcie tutaj). Miałam cztery banany i szkoda mi było nie zużyć ich wszystkich. Dodałam trochę więcej mąki i proszku do pieczenia. Ciasto urosło przepięknie i zaraz po wyciągnięciu z piekarnika równie pięknie opadło. Wiem jednak, że kiedy nie modyfikuje się przepisu, wychodzi wyśmienite.

Dla mnie jednak nie jest to problem, od lat uwielbiam zakalce. Zosia oświadczyła jednak kategorycznie, że nie będzie jadła takiego 'błota'. Tato musiał zjadać część 'błotną', a ona jedynie tę dobrze wypieczoną. Na szczęście było jej trochę...

Kiedy tak zjadaliśmy to ciasto, przypomniała mi się gotowana babka mojej mamy. Przed każdymi Świętami Wielkanocnymi broniła się rękoma i nogami przed jej pieczeniem, a myśmy razem z bratem o nią bardzo, bardzo prosili.


Przepis sam w sobie nie jest skomplikowany, ale dopiero metoda 'pieczenia' nastręczała nieco problemów. Tej babki się nie piekło, a gotowało w specjalnej foremce, w dużym garnku, wypełnionym po brzegi wodą. Podany w przepisie czas gotowania dawał oczywiście różne efekty, a przed zakończeniem ciężko było sprawdzić, czy ciasto jest gotowe. I tak każdego prawie roku na naszym stole lądowała baba z zakalcem, czasami nawet w częściach, nasza mama załamywała nad nią ręce, a myśmy z uśmiechami na twarzy wsuwali ten super smaczny zakalec. My po prostu chcieliśmy zakalca!

Odziedziczona po mamie foremka nie nadaje się już do użycia. Stałą się dekoracją na mojej półce z kuchennymi starociami. Od jakiegoś czasu szukam nowej, ale na razie bez powodzenia. A szkoda, bo chciałabym przekazać tę naszą zakalcową tradycję Zosi.

 


Komentarze

Popularne posty