Czasem słońce, czasem deszcz...
...a czasem wieje, sypie śniegiem i nie wiadomo, jak wysunąć nogę za próg domu.
W tym tygodniu dopadło nas przesilenie zimowe i stale wspominamy nasze wcześniejsze, miejskie życie. Podobno wtedy to było życie - ciepło, miło i nic tylko odpoczynek ;-) A między wspomnieniami biegamy do owczarni. Tam się dopiero dzieje!
Nasze jesienne tryczki (chłopcy) albo się tłuką, albo bierze je na amory. Jedno z najmłodszych jagniąt ucieka matce - matka beczy, bo nie może wyjść z kojca, a małe beczy, bo nie umie wrócić do matki. Ratlerek, najmniejszy z jesiennych jagniąt, stale siedzi na paśniku, bo przecież tam siano jest lepsze. Wcale się nie przejmuje, że przy okazji zrzuci coś więcej na ściółkę - co tam się martwić, gospodarz dorzuci.... A cała reszta? No cóż je i pije, pije i je... Idzie mróz... Wystawiają pyski na zewnątrz, ale żadna nie wychodzi dalej - w końcu wieje, sypie i zimno.
A owczarz co chwilę przebiera się za antyterrorystę
i biegnie sprawdzić, czy nie pojawiły się nowe małe. Ach te wykoty :-)
P.S. Zakupy w Sanoku robiłam wczoraj - jesteśmy bezpieczni. Ale dziki wschód!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze!