Jesienna sesja
Na początku września przyjechała moja przyjaciółka i miałam sobie zrobić 'dzień wytchnienia'. Miała być chwila nieróbstwa, mała sesja zdjęciowa (na potrzeby bloga i nie tylko) i babskie pogaduszki. Kiedy obudziłam się z samego rana, już wiedziałam, że planować to ja sobie mogę...
Za oknem ani jednego promienia słońca. Wilgoć wisząca w powietrzu, ledwie kilkanaście stopni. Zośka od rana nie współpracowała, telefony urywały się jeden za drugim, a kiedy tylko wyszłam z pod prysznica wyłączyli prąd. Przerwa techniczna do 13:00. Mimo zalewającej mnie wściekłości, jakoś się ogarnęłam, wsiadłam do samochodu, kupiłam coś na śniadanie i pojechałam.
Po drodze odebrałam jeszcze kilka telefonów, dzięki którym właściwie powinnam wracać. Ale nie, nie dałam się. Między telefonami, deszczem, moimi minami i niecenzuralnymi słowami udało nam się zrobić nawet kilka zdjęć.
Nie tak sobie wyobrażałam ten dzień, ale w sumie jedno niezłe zdjęcie nawet powstało. Przy okazji przypomniałam sobie, że wyprowadzając się na wieś mieliśmy zwolnić. Miało być życie chwilą, a nie planowanie każdej minuty z półrocznym czasem wyprzedzeniem. Mieliśmy się cieszyć życiem i otaczającym nas światem. Tamtego dnia coś drgnęło i powoli wracamy do marzeń.
Nowa ekipa weszła na budowę. Obok przetworów robię w domu porządki. Zarządziłam detoks od kupowania magazynów (tak długo, póki nie przeczytam wszystkiego, co mam w domu) i od cukru (dzisiaj pierwszy dzień diety dla mnie). W zamian ma być więcej ruchu, śmiechu i wspólnie spędzanego czasu. Trzymajcie za nas kciuki!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze!